środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział VI

Wypisałam się na własne żądanie. Nie chcieli mnie puścić z tą raną na brzuchu, ale ja się uparłam i spełnili moją wolę.
 Stałam przed budynkiem szpitala. Przez ramię miałam przewieszoną swoją torbę. To oraz ubranie, które miałam na sobie to cały mój obecny dobytek. Nie mogłam wrócić do sierocińca, nie po tym co się zdarzyło. Nie jestem już tam bezpieczna. Znaleźli mnie i nie spoczną dopóki mnie nie zabiją. Ruszyłam pewnie przed siebie mimo, lekkiego bólu w brzuchu.
W nocy obmyśliłam cały plan. Nie mam wystarczająco pieniędzy, żeby przeżyć kilku dni. Nie mogę zabijać ludzi, bo po pierwsze musiałoby być ich z tysiąc, a po drugie za bardzo się by to rzucało w oczy. Będę musiała jakoś zarobić. Nigdy nie pracowałam i nie mam odpowiedniego wykształcenia, (chyba, że liczy się to, że zabiję każdego bez zająknięcia.) Jedyną opcją jaką mi pozostało było zostanie prostytutką. Nigdy tego nie robiłam i jakoś nie kręciło mnie to do tej pory, ale to jedyne wyjście na szybką kasę, żeby uciec z kraju. Wystarczy z trzech klientów, na razie, a potem się zobaczy.
 Przyspieszyłam kroku i już po chwili znalazłam się w publicznej toalecie. Zasunęłam zasuwę i otworzyłam moją torbę. Trzeba sobie radzić z tym co się ma pod ręką. Rozebrałam się do bielizny. Ubrałam moje czarne spodenki na w-f, były dostatecznie krótkie, żeby przydać się do akcji. Na to założyłam moją koszulę na guziki, odpinając kilka u góry. Rzeczy upchnęłam do torby i wyszłam z kabiny. Podeszłam do luster.
 Nie jestem pięknością, ale też nie jestem brzydka, jak niektóre dziewczyny.Wyciągnęłam szczotkę i związałam moje długie włosy w wysoką kitkę.
  Uśmiechnęłam się pusto do mojego odbicia w lustrze i wyszłam z toalety. Pewnym krokiem poszłam na  SofthStreet i stanęłam na krawężniku. Potarłam ręce z zimna. Nie ogarniam jak one wszystkie mogą tak chodzić nawet w zimie.One są z lodu wykonane czy jak? Obok mnie zatrzymał się jakiś samochód.
-Ile?-spytał męski głos.
-300-odparłam bez wahania.
-Nie jesteś czasem za młodą?-spytał z lekką podejrzliwością, lustrując mnie od góry do dołu zatrzymując wzrok dłużej na moich piersiach. Gdyby on nie był mi potrzebny, najchętniej wzięłabym moją broń i zaczęła mu powoli rozcinać skórę, patrząc jak cierpi.
-Nie-syknęłam.-Jesteś zainteresowany, czy nie?
-Jestem- odparł z obleśnym uśmiechem.



Po tym jak Sam kazała mi się wynosić, spędziłem noc w moim samochodzie,stojącym na parkingu. Nie mogłem jej zostawić. Nie teraz kiedy grozi jej niebezpieczeństwo. Patrzyłem na wejście do szpitala, czekając,aż ona wyjdzie. Wiedziałem, że będzie chciała już wyjść. Nic by ją przed tym nie powstrzymało. Uparta baba.
 Zobaczyłem jak wychodzi. Odpaliłem silnik i po krótkiej chwili ruszyłem powoli za nią. Weszła do toalety.
 Oparłem głowę o zagłówek i przymknąłem oczy. Co ona kombinuje. Wiem, że nie poszła się załatwić, zrobiłaby by to w szpitalu. Rozmyślanie przerwało mi pukanie w szybę. Otworzyłem oczy i zobaczyłem mundurowego. Otworzyłem okno.
-Dobry-powiedziałem spokojnie. Kontem oka zauważyłem,że Sam wychodzi z toalety.-Czy coś się stało?
-Najechał pan na trawnik-odparł policjant.-Za to należy się mandat w wysokości 100 dolarów.
-Za takie gówno mam zapłacić 100 dolarów?-warknąłem z irytacją.-Spieprzaj.
 Ostro pojechałem przed siebie. Gdzie jest Samantha? Nagle ją zobaczyłem. Stała z jakimś obleśnym typem. Boże, ta głupia dziewczyna chciała się pieprzyć za pieniądze. Dodałem gazu i wyhamowałem przed nimi.
Wyskoczyłem z samochodu i podniosłem mężczyznę za szyję, coraz mocniej zaciskając palce.
-Sam do samochodu-powiedziałem.
-Nie-sprzeciwiła się.-Postaw go.
-Do auta-warknąłem.Tym razem mi się nie sprzeciwiła. Odepchnąłem mężczyznę.-Lepiej zajmij się swoją rodziną, a nie wykorzystujesz każdą okazję, żeby kogoś przelecieć.
 Wsiadłem do auta i z piskiem opon odjechałem.
-Co ty sobie myślisz,do cholery?!-krzyknąłem na nią.
-Nie wrzeszcz-warknęła.-To moja sprawa co robię ze swoim życiem. A właściwie co tu robisz? Śledzisz mnie zboczeńcu!
-Nie mogłem cię tak zostawić.Wiedziałem,że jak zwykle zrobisz coś głupiego idiotko.
-Nie jesteś moją niańką, żeby się mną zajmować. Odpieprz się w końcu ode mnie. To jest moje życie i mogę z nim robić co tylko zechcę.Do tego chciałam tylko trochę zarobić.
-Po co?
-Żeby stąd uciec-mruknęła, wyglądając przez okno.
 Spowiła nas cisza.

 Patrzyłam przez okno. W pamięci wciąż miałam jego wzrok kiedy kazał mi wsiadać do auta. Jasnoniebieskie oczy wydawały się być niczym wzburzone morze. Patrzyły z taką złością, że można się było przestraszyć. Oczy kogoś kto jest w stanie zrobić wszystko, nawet zabić. Czy ja też tak patrzyłam na ludzi, których zabiłam? Po co się tym tak przejmuje. Należało im się.
-Mam dla ciebie propozycję-przerwał ciszę Patch.
-Jaką?-spojrzałam na niego obojętnie.
-Zawiozę cię gdzie tylko zechcesz, nawet jeśli zażyczysz sobie coś oddalonego o wiele tysięcy mil-zrobił krótką pauzę, jakby się wahał.-Jeśli się ze mną prześpisz.
 Spojrzałam na niego zdziwiona, po chwili założyłam kamienną maskę na twarz.
-Zgoda-odparłam pewnie.



 Tam tararamtamtam :D Oto i jest kolejny rozdział z mega opóźnieniem, a to tylko moja wina. Prze trzy tygodnie nie miałam dostępu do neta, wakacje czynią swoje. Jak zwykle mamy nadzieję, że rozdział się wam spodoba. Jeśli tak się stało (lub nie) napiszcie nam o tym w komentarzu, będziemy wiedziały co poprawić, a co zostawić :D


                                                                                              Ketsurui and Katrina

piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział V

Nie...Nie.To nie możliwe.Stała z otwartymi ustami i oczami wytrzeszczonymi ze strachu.Napastnicy spojrzeli na nią.Rozpoznali ją.Widziała to w ich oczach.Kobieta uśmiechnęła się,bez cienia szczęścia.
-Znaleźliśmy Cię.-szepnęła.-Nareszcie.
To co w tym momencie działo się z Samanthą było nie do opisania.Mogłabym podać miliony opisów lub porównań,ale to i tak nie oddało by pełni strachu,złości,smutku i milionów uczuć jakie teraz ogarnęły dziewczynę.Stała spięta i niepewna tego co widzi.
-TO NIE MOŻLIWE!-wybuchnęła.-WAS NIE MA!WY NIE ŻYJECIE!
Kobieta podeszła do niej i złapała za brodę wbijając ostry paznokieć w policzek Samanthy pozostawiając ślad z którego zaczęła kapać krew.
-Przeszłość Cię odnalazła.Dosięgnie Cię sprawiedliwość.
Samantha odzyskała zdrowe myślenie.Kopnęła napastniczkę w piszczel a kiedy ta zwolniła uścisk,wykręciła jej rękę łamiąc jej nadgarstek.Kobieta zawyła z bólu i cofnęła się.Jej oczy zapłonęły.
Mężczyzna,który dotąd trzymał Patcha,puścił chłopaka i ruszył na ratunek partnerce.Samantha nie traciła czasu,podbiegła do plecaka który leżał przy wejściu i wyciągnęła z niego swój nóż.Uśmiechnęła się.Powoli wracała dawna Samantha.Samantha zabójczyni.
-Nie pokonasz nas.Nie znowu.-mruknął mężczyzna.
-Znowu?-rozległ się głos Patcha.
Spojrzała na niego.Wpatrywał się w nią,powoli przysuwając się w kierunku kuchni.W kierunku stołu.W kierunku noża.Pokręciła prawie niezauważalnie głową.
-Nie wtrącaj się,kochasiu.-zaśmiała się kobieta i zwróciła się do Samanthy-Zakończmy to.Skończysz tak jak oni.
Oczy Samanthy zabłysnęły czerwienią.Wspomnienia powracały.Cofnęła się i potrząsnęła głową.Starała się wyrzucić z pamięci tych ludzi.Ludzi którzy tak wiele dla niej znaczyli.Nie.Ich już nie było.Nie było.Nie było...
Nagle wrzasnęła z bólu łapiąc się za bok.Kiedy spojrzała na źródło bólu,odkryła że w jej ciele zagłębiony jest nóż przytrzymywany przez kobietę.Spojrzała jeszcze raz zaskoczona tym co właśnie się stało.Była otępiała.Zmęczona.Smutna.I nagle straciła świadomość.Świat jakby pochłonął jej duszę.Jej oczami zawładnął mrok.


                                                                               ***

Otworzyła oczy z wysiłkiem.Słyszała czyjś głos.Ktoś przyciskał jakąś szmatę do jej boku.Ktoś o coś ją prosił,ale nie pamiętała o co.Znowu zamknęła oczy.

                                                                               ***

Leżała na czymś wygodnym i miękkim.Hm...Dziwne.Przecież umarła.Może trafiła tam,gdzie podobno trafiają ludzie po śmierci.Podobno.Ona nigdy nie wierzyła w podobne rzeczy.Nie oddawała czci istotą,które miały obserwować ludzi i ich czyny.Myślała że po śmierci jej dusza zniszczy się wraz z ciałem.Może było inaczej?Od tych przemyśleń zaczęła boleć ją głowa.Zaraz.Przecież trupy nie mają głowy.Znaczy chyba mają ale nie czują bólu.Skoro jest głowa muszą być też oczy.Z wielkim wysiłkiem uniosła powieki.Była w jakimś białym pomieszczeniu z dużymi lampami na suficie.
-Dzień dobry.-odezwał się miły ale piskliwy głos kiedy kobieta ubrana na biało pochyliła się nad nią.-Myśleliśmy że się już nie obudzisz.
-My?-szczerze mówiąc,Samantha nie pamiętała nic.W jej pamięci była wielka,czarna dziura.
-Oh,no tak!Ten miły chłopak siedział tu przez cały czas.I kobieta,mówiąca że jest twoją opiekunką.Mieszkasz w domu dziecka tak?
Pokiwała głową.
-Wiem jak to jest!Też się tam wychowywałam.Miałam opiekunkę Lelette.Wspaniała kobieta.Pamiętam jak poznałam tam przyjaciół i...
Nie.Błagam.Tylko nie to.Co kogo obchodzi jej życie...
-Nie chcę o tym wiedzieć.-mruknęła Samantha.-Od jak dawna tu jestem?
Jeżeli gadatliwa pielęgniarka była speszona nie dała po sobie tego poznać,zamiast tego odpowiedziała spokojnie.-Od jakichś 2 tygodni.
Samantha zerwała się,siadając prosto (czego zaraz pożałowała,bo jej bok przeszył ból)-OD 2 TYGODNI?!SIEDZĘ TU DWA TYGODNIE?!
-Właściwie to leżysz.-odparła pielęgniarka,próbując ukryć uśmiech.-A teraz jeżeli nie chcesz doprowadzić do krwotoku połóż się z powrotem.
Dziewczyna posłuchała.
-Krwotoku?Co się...
-Masz paskudną ranę po nożu.Ledwo udało nam się Ciebie uratować.
Rana...Nóż...O RANY!(he..he)Zaczęła sobie przypominać.Violett i Darius.Przyszli i chcieli zabić...ją...Patch.Co z nim?Co z nią?
Nawet nie zauważyła kiedy pielęgniarka wyszła i nie zauważyła też chłopaka opierającego się o framugę drzwi.
Podniosła koc i spojrzała na swój brzuch.Był owinięty bandażami.Na razie nie miała ochoty go odwijać.
-Widzę że lepiej się czujesz.-rozległ się głos.
Patch podszedł do jej łóżka i włożył róże które dla niej przyniósł do wazonu.
-Pamiętasz co...co się stało?
-Tak.-oznajmiła sucho.
-Posłuchaj,nie chcę Cię męczyć ale muszę zadać Ci pytanie.Kim byli Ci ludzie?
-Nikim.
-Nie zamierzasz mi nic wyjaśniać?
-Nie.
-Sam...
-Nie mów tak do mnie.W ogóle idź stąd.-mruknęła
-MAM PRAWO WIEDZIEĆ KTO WBIŁ SIĘ DO MOJEGO DOMU!-wybuchnął
Nie odezwała się.Nawet na niego nie patrzała.
-Podaj mi chociaż ich imiona...-prosił
-Ale obiecaj że wtedy sobie pójdziesz.
-Obiecuję.-Po tonie jego głosu,można było wyczytać że nie jest zadowolony.
-Violett i Darius.-szepnęła.
Pokiwał głową i wstał z krzesła.Uśmiechnął się do niej smutno i skierował się w kierunku drzwi.
-Czekaj.-zatrzymała go.-Moja torba...Przynieś mi ją.Tylko nie zaglądaj o środka.To moje prywatne rzeczy.
Znowu kiwnął głową i wyszedł.
Została sama.Znowu.Znowu sama.Odetchnęła głęboko i zamknęła oczy.Była zmęczona.Chciałaby tu zostać,ale wiedziała że nie mogła.Kiedy oni dowiedzą się że ona żyje,wrócą po nią.A jak na razie ona nie ma siły na walkę.Musiała uciekać.Jutro.Nie wiedziała jeszcze co zrobi po ucieczce.Dlatego zaczęła obmyślać plan.



 Przepraszamy za opóźniony wpis.Moja wina!Miałam napisać szybciej ale tak jakoś wyszło.Mamy nadzieję że się spodoba :)  ~Ketsurui