środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział VI

Wypisałam się na własne żądanie. Nie chcieli mnie puścić z tą raną na brzuchu, ale ja się uparłam i spełnili moją wolę.
 Stałam przed budynkiem szpitala. Przez ramię miałam przewieszoną swoją torbę. To oraz ubranie, które miałam na sobie to cały mój obecny dobytek. Nie mogłam wrócić do sierocińca, nie po tym co się zdarzyło. Nie jestem już tam bezpieczna. Znaleźli mnie i nie spoczną dopóki mnie nie zabiją. Ruszyłam pewnie przed siebie mimo, lekkiego bólu w brzuchu.
W nocy obmyśliłam cały plan. Nie mam wystarczająco pieniędzy, żeby przeżyć kilku dni. Nie mogę zabijać ludzi, bo po pierwsze musiałoby być ich z tysiąc, a po drugie za bardzo się by to rzucało w oczy. Będę musiała jakoś zarobić. Nigdy nie pracowałam i nie mam odpowiedniego wykształcenia, (chyba, że liczy się to, że zabiję każdego bez zająknięcia.) Jedyną opcją jaką mi pozostało było zostanie prostytutką. Nigdy tego nie robiłam i jakoś nie kręciło mnie to do tej pory, ale to jedyne wyjście na szybką kasę, żeby uciec z kraju. Wystarczy z trzech klientów, na razie, a potem się zobaczy.
 Przyspieszyłam kroku i już po chwili znalazłam się w publicznej toalecie. Zasunęłam zasuwę i otworzyłam moją torbę. Trzeba sobie radzić z tym co się ma pod ręką. Rozebrałam się do bielizny. Ubrałam moje czarne spodenki na w-f, były dostatecznie krótkie, żeby przydać się do akcji. Na to założyłam moją koszulę na guziki, odpinając kilka u góry. Rzeczy upchnęłam do torby i wyszłam z kabiny. Podeszłam do luster.
 Nie jestem pięknością, ale też nie jestem brzydka, jak niektóre dziewczyny.Wyciągnęłam szczotkę i związałam moje długie włosy w wysoką kitkę.
  Uśmiechnęłam się pusto do mojego odbicia w lustrze i wyszłam z toalety. Pewnym krokiem poszłam na  SofthStreet i stanęłam na krawężniku. Potarłam ręce z zimna. Nie ogarniam jak one wszystkie mogą tak chodzić nawet w zimie.One są z lodu wykonane czy jak? Obok mnie zatrzymał się jakiś samochód.
-Ile?-spytał męski głos.
-300-odparłam bez wahania.
-Nie jesteś czasem za młodą?-spytał z lekką podejrzliwością, lustrując mnie od góry do dołu zatrzymując wzrok dłużej na moich piersiach. Gdyby on nie był mi potrzebny, najchętniej wzięłabym moją broń i zaczęła mu powoli rozcinać skórę, patrząc jak cierpi.
-Nie-syknęłam.-Jesteś zainteresowany, czy nie?
-Jestem- odparł z obleśnym uśmiechem.



Po tym jak Sam kazała mi się wynosić, spędziłem noc w moim samochodzie,stojącym na parkingu. Nie mogłem jej zostawić. Nie teraz kiedy grozi jej niebezpieczeństwo. Patrzyłem na wejście do szpitala, czekając,aż ona wyjdzie. Wiedziałem, że będzie chciała już wyjść. Nic by ją przed tym nie powstrzymało. Uparta baba.
 Zobaczyłem jak wychodzi. Odpaliłem silnik i po krótkiej chwili ruszyłem powoli za nią. Weszła do toalety.
 Oparłem głowę o zagłówek i przymknąłem oczy. Co ona kombinuje. Wiem, że nie poszła się załatwić, zrobiłaby by to w szpitalu. Rozmyślanie przerwało mi pukanie w szybę. Otworzyłem oczy i zobaczyłem mundurowego. Otworzyłem okno.
-Dobry-powiedziałem spokojnie. Kontem oka zauważyłem,że Sam wychodzi z toalety.-Czy coś się stało?
-Najechał pan na trawnik-odparł policjant.-Za to należy się mandat w wysokości 100 dolarów.
-Za takie gówno mam zapłacić 100 dolarów?-warknąłem z irytacją.-Spieprzaj.
 Ostro pojechałem przed siebie. Gdzie jest Samantha? Nagle ją zobaczyłem. Stała z jakimś obleśnym typem. Boże, ta głupia dziewczyna chciała się pieprzyć za pieniądze. Dodałem gazu i wyhamowałem przed nimi.
Wyskoczyłem z samochodu i podniosłem mężczyznę za szyję, coraz mocniej zaciskając palce.
-Sam do samochodu-powiedziałem.
-Nie-sprzeciwiła się.-Postaw go.
-Do auta-warknąłem.Tym razem mi się nie sprzeciwiła. Odepchnąłem mężczyznę.-Lepiej zajmij się swoją rodziną, a nie wykorzystujesz każdą okazję, żeby kogoś przelecieć.
 Wsiadłem do auta i z piskiem opon odjechałem.
-Co ty sobie myślisz,do cholery?!-krzyknąłem na nią.
-Nie wrzeszcz-warknęła.-To moja sprawa co robię ze swoim życiem. A właściwie co tu robisz? Śledzisz mnie zboczeńcu!
-Nie mogłem cię tak zostawić.Wiedziałem,że jak zwykle zrobisz coś głupiego idiotko.
-Nie jesteś moją niańką, żeby się mną zajmować. Odpieprz się w końcu ode mnie. To jest moje życie i mogę z nim robić co tylko zechcę.Do tego chciałam tylko trochę zarobić.
-Po co?
-Żeby stąd uciec-mruknęła, wyglądając przez okno.
 Spowiła nas cisza.

 Patrzyłam przez okno. W pamięci wciąż miałam jego wzrok kiedy kazał mi wsiadać do auta. Jasnoniebieskie oczy wydawały się być niczym wzburzone morze. Patrzyły z taką złością, że można się było przestraszyć. Oczy kogoś kto jest w stanie zrobić wszystko, nawet zabić. Czy ja też tak patrzyłam na ludzi, których zabiłam? Po co się tym tak przejmuje. Należało im się.
-Mam dla ciebie propozycję-przerwał ciszę Patch.
-Jaką?-spojrzałam na niego obojętnie.
-Zawiozę cię gdzie tylko zechcesz, nawet jeśli zażyczysz sobie coś oddalonego o wiele tysięcy mil-zrobił krótką pauzę, jakby się wahał.-Jeśli się ze mną prześpisz.
 Spojrzałam na niego zdziwiona, po chwili założyłam kamienną maskę na twarz.
-Zgoda-odparłam pewnie.



 Tam tararamtamtam :D Oto i jest kolejny rozdział z mega opóźnieniem, a to tylko moja wina. Prze trzy tygodnie nie miałam dostępu do neta, wakacje czynią swoje. Jak zwykle mamy nadzieję, że rozdział się wam spodoba. Jeśli tak się stało (lub nie) napiszcie nam o tym w komentarzu, będziemy wiedziały co poprawić, a co zostawić :D


                                                                                              Ketsurui and Katrina

piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział V

Nie...Nie.To nie możliwe.Stała z otwartymi ustami i oczami wytrzeszczonymi ze strachu.Napastnicy spojrzeli na nią.Rozpoznali ją.Widziała to w ich oczach.Kobieta uśmiechnęła się,bez cienia szczęścia.
-Znaleźliśmy Cię.-szepnęła.-Nareszcie.
To co w tym momencie działo się z Samanthą było nie do opisania.Mogłabym podać miliony opisów lub porównań,ale to i tak nie oddało by pełni strachu,złości,smutku i milionów uczuć jakie teraz ogarnęły dziewczynę.Stała spięta i niepewna tego co widzi.
-TO NIE MOŻLIWE!-wybuchnęła.-WAS NIE MA!WY NIE ŻYJECIE!
Kobieta podeszła do niej i złapała za brodę wbijając ostry paznokieć w policzek Samanthy pozostawiając ślad z którego zaczęła kapać krew.
-Przeszłość Cię odnalazła.Dosięgnie Cię sprawiedliwość.
Samantha odzyskała zdrowe myślenie.Kopnęła napastniczkę w piszczel a kiedy ta zwolniła uścisk,wykręciła jej rękę łamiąc jej nadgarstek.Kobieta zawyła z bólu i cofnęła się.Jej oczy zapłonęły.
Mężczyzna,który dotąd trzymał Patcha,puścił chłopaka i ruszył na ratunek partnerce.Samantha nie traciła czasu,podbiegła do plecaka który leżał przy wejściu i wyciągnęła z niego swój nóż.Uśmiechnęła się.Powoli wracała dawna Samantha.Samantha zabójczyni.
-Nie pokonasz nas.Nie znowu.-mruknął mężczyzna.
-Znowu?-rozległ się głos Patcha.
Spojrzała na niego.Wpatrywał się w nią,powoli przysuwając się w kierunku kuchni.W kierunku stołu.W kierunku noża.Pokręciła prawie niezauważalnie głową.
-Nie wtrącaj się,kochasiu.-zaśmiała się kobieta i zwróciła się do Samanthy-Zakończmy to.Skończysz tak jak oni.
Oczy Samanthy zabłysnęły czerwienią.Wspomnienia powracały.Cofnęła się i potrząsnęła głową.Starała się wyrzucić z pamięci tych ludzi.Ludzi którzy tak wiele dla niej znaczyli.Nie.Ich już nie było.Nie było.Nie było...
Nagle wrzasnęła z bólu łapiąc się za bok.Kiedy spojrzała na źródło bólu,odkryła że w jej ciele zagłębiony jest nóż przytrzymywany przez kobietę.Spojrzała jeszcze raz zaskoczona tym co właśnie się stało.Była otępiała.Zmęczona.Smutna.I nagle straciła świadomość.Świat jakby pochłonął jej duszę.Jej oczami zawładnął mrok.


                                                                               ***

Otworzyła oczy z wysiłkiem.Słyszała czyjś głos.Ktoś przyciskał jakąś szmatę do jej boku.Ktoś o coś ją prosił,ale nie pamiętała o co.Znowu zamknęła oczy.

                                                                               ***

Leżała na czymś wygodnym i miękkim.Hm...Dziwne.Przecież umarła.Może trafiła tam,gdzie podobno trafiają ludzie po śmierci.Podobno.Ona nigdy nie wierzyła w podobne rzeczy.Nie oddawała czci istotą,które miały obserwować ludzi i ich czyny.Myślała że po śmierci jej dusza zniszczy się wraz z ciałem.Może było inaczej?Od tych przemyśleń zaczęła boleć ją głowa.Zaraz.Przecież trupy nie mają głowy.Znaczy chyba mają ale nie czują bólu.Skoro jest głowa muszą być też oczy.Z wielkim wysiłkiem uniosła powieki.Była w jakimś białym pomieszczeniu z dużymi lampami na suficie.
-Dzień dobry.-odezwał się miły ale piskliwy głos kiedy kobieta ubrana na biało pochyliła się nad nią.-Myśleliśmy że się już nie obudzisz.
-My?-szczerze mówiąc,Samantha nie pamiętała nic.W jej pamięci była wielka,czarna dziura.
-Oh,no tak!Ten miły chłopak siedział tu przez cały czas.I kobieta,mówiąca że jest twoją opiekunką.Mieszkasz w domu dziecka tak?
Pokiwała głową.
-Wiem jak to jest!Też się tam wychowywałam.Miałam opiekunkę Lelette.Wspaniała kobieta.Pamiętam jak poznałam tam przyjaciół i...
Nie.Błagam.Tylko nie to.Co kogo obchodzi jej życie...
-Nie chcę o tym wiedzieć.-mruknęła Samantha.-Od jak dawna tu jestem?
Jeżeli gadatliwa pielęgniarka była speszona nie dała po sobie tego poznać,zamiast tego odpowiedziała spokojnie.-Od jakichś 2 tygodni.
Samantha zerwała się,siadając prosto (czego zaraz pożałowała,bo jej bok przeszył ból)-OD 2 TYGODNI?!SIEDZĘ TU DWA TYGODNIE?!
-Właściwie to leżysz.-odparła pielęgniarka,próbując ukryć uśmiech.-A teraz jeżeli nie chcesz doprowadzić do krwotoku połóż się z powrotem.
Dziewczyna posłuchała.
-Krwotoku?Co się...
-Masz paskudną ranę po nożu.Ledwo udało nam się Ciebie uratować.
Rana...Nóż...O RANY!(he..he)Zaczęła sobie przypominać.Violett i Darius.Przyszli i chcieli zabić...ją...Patch.Co z nim?Co z nią?
Nawet nie zauważyła kiedy pielęgniarka wyszła i nie zauważyła też chłopaka opierającego się o framugę drzwi.
Podniosła koc i spojrzała na swój brzuch.Był owinięty bandażami.Na razie nie miała ochoty go odwijać.
-Widzę że lepiej się czujesz.-rozległ się głos.
Patch podszedł do jej łóżka i włożył róże które dla niej przyniósł do wazonu.
-Pamiętasz co...co się stało?
-Tak.-oznajmiła sucho.
-Posłuchaj,nie chcę Cię męczyć ale muszę zadać Ci pytanie.Kim byli Ci ludzie?
-Nikim.
-Nie zamierzasz mi nic wyjaśniać?
-Nie.
-Sam...
-Nie mów tak do mnie.W ogóle idź stąd.-mruknęła
-MAM PRAWO WIEDZIEĆ KTO WBIŁ SIĘ DO MOJEGO DOMU!-wybuchnął
Nie odezwała się.Nawet na niego nie patrzała.
-Podaj mi chociaż ich imiona...-prosił
-Ale obiecaj że wtedy sobie pójdziesz.
-Obiecuję.-Po tonie jego głosu,można było wyczytać że nie jest zadowolony.
-Violett i Darius.-szepnęła.
Pokiwał głową i wstał z krzesła.Uśmiechnął się do niej smutno i skierował się w kierunku drzwi.
-Czekaj.-zatrzymała go.-Moja torba...Przynieś mi ją.Tylko nie zaglądaj o środka.To moje prywatne rzeczy.
Znowu kiwnął głową i wyszedł.
Została sama.Znowu.Znowu sama.Odetchnęła głęboko i zamknęła oczy.Była zmęczona.Chciałaby tu zostać,ale wiedziała że nie mogła.Kiedy oni dowiedzą się że ona żyje,wrócą po nią.A jak na razie ona nie ma siły na walkę.Musiała uciekać.Jutro.Nie wiedziała jeszcze co zrobi po ucieczce.Dlatego zaczęła obmyślać plan.



 Przepraszamy za opóźniony wpis.Moja wina!Miałam napisać szybciej ale tak jakoś wyszło.Mamy nadzieję że się spodoba :)  ~Ketsurui

niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział IV

Stałem oparty o ścianę, krzyżując nogi. Ludzie, albo tu byli mocno zalani, albo za tępi, żeby być w mojej lidze. Już nawet wolę przekomarzać się z Samanthą niż to. Westchnąłem w duszy. No tak tylko ona jest na mnie wściekła nie wiadomo za co. 
 W moim kierunku zmierzała Sara kołysząc biodrami w rytm muzyki. Kolejne dwa minusy: Sara i beznadziejna muzyka.
-Czemu stoisz tu sam?- spytała dziewczyna opierając mi ręką na piersi. Drugą ręką przejechała mi po włosach. Niczym w kiepskim pornolu- pomyślałem i się uśmiechnąłem.-Wiem co ci poprawi humor.
 Uśmiechnęła się zalotnie i wzięła mnie za rękę prowadząc schodami na górę. Szedłem za nią wiedząc co jej chodzi po głowie. Otworzyła drzwi (chyba swojego pokoju) i zaprosiła mnie gestem. 
Co mogę powiedzieć o tym miejscu. Hmmm... Wielka kraina różu. Ściany,poduszki, szafki ogółem wszystko w tym kolorze. 
 Sara wplotła palce w moje włosy i przyciągnęła do siebie całując mnie namiętnie. Przyznam nie było najgorzej, ale kto normalny całuje kogoś zupełnie obcego? ( ja się nie liczę, mną rządzą inne prawa :) ) Dziewczyna zaczęła rozpinać moją koszulę. Gdyby nie to, że wiem jaka ona jest pewnie bym się z nią przespał, ale w takich okolicznościach...
-Sara przestań-złapałem ją za nadgarstki. W proteście dziewczyna złączyła moje usta ze swoimi i jęknęła. Nie miałem innego wyjścia. Odepchnąłem ją.- Ogarnij się. Nie podobasz mi się jasne?
 Z tymi słowami wyszedłem z jej pokoju zamykając drzwi. Zszedłem na dół. Przepychając się między gośćmi dotarłem do drzwi i ulotniłem się z imprezy.
  Szedłem Walking Street i nagle usłyszałem jakąś kłótnię. Nie zainteresowałbym się tym gdyby nie moje przeczucie, że powinienem tam być. Szybko udałem się w tamtym kierunku. Kilka metrów ode mnie stali dwaj faceci, a przed nimi stał nie kto inny tylko Samantha. W co ta dziewucha się znowu wpakowała.
-Spieprzajcie- usłyszałem jej syk.
-Oj, lalunia tylko się zabawimy- odpowiedział jeden. 
-Chyba jednak nie- powiedziałem chłodno stojąc za ich plecami.-Niestety ta dziewczyna nie jest wami zainteresowana. 
 Grzmotnąłem jednego pięścią w twarz tak, że się zatoczył i upadł. Drugi spojrzał tylko na towarzysza i uciekł. Podszedłem do Samanthy.
-Nic ci nie jest?-Spytałem z prawdziwą troską.
-Odwal się- mruknęła.-Nie potrzebuje twojej pomocy sama bym sobie z nimi poradziła.
 Przyjrzałem się jej uważnie.
-Spójrz mi w oczy- rozkazałem. Odwróciła ode mnie wzrok. Przytrzymałem jej podbródek i uniosłem lekko do góry.- Przecież ty jesteś naćpana.
-No i?-spytała buntowniczo.
-W tym stanie cię tu nie zostawię idziemy do domu.
-Nigdzie z tobą nie idę. 
-Nie pytałem o pozwolenie- przerzuciłem ją sobie przez ramię i poszedłem do domu. Samantha kopała mnie, uderzała pięściami, a nawet gryzła.
-Zostaw mnie idioto.
-Nie.
 Po kilku minutach się dała spokój nie widząc w tym żadnych efektów. W końcu dotarliśmy do mojego domu. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka.
-James już jestem!- zawołałem po czym poszedłem do swojego pokoju. 
  W rogu stało łóżko z czarną narzutą i czerwonymi poduszkami. Ściany były w tych samych kolorach. Meble natomiast miałem białe.
 Położyłem Samanthę na łóżku. Nie sprzeciwiła mi się tylko posłusznie się położyła. Oczy co chwilę się jej przymykały.
-Idź spać- powiedziałem.
-Sam idź spać kołku-mruknęła po czym zasnęła.
 Wyszedłem cicho i zamknąłem za sobą drzwi. Wygląda na to, że dzisiaj spie na kanapie. Z szafy w przedpokoju wyciągnąłem koc i położyłem go na posłaniu.
-Patch co ty robisz?-spytał James.  
-Robię sobie miejsce do spania, nie widzisz?-odparłem.
-To ja widzę, tylko zastanawiam się po co?
-Mój pokój jest zajęty.
-Przez?
-Samanthę.
-A co ona tu robi?
-Po pierwsze nie jesteśmy na komisariacie, więc nie rób mi tu przesłuchania. Po drugie jestem już dawno pełnoletni, więc wyluzuj, wiem co robię.
-Nie jestem tego taki pewien. No, ale niech ci będzie- zamyślił się po czym dodał po chwili.- Wychodzę będę jutro. Jak wrócę chcę mieć dom w całości, jasne?
 Pokiwałem twierdząco głową i James wyszedł. Spojrzałem z niesmakiem na kanapę. To będzie długa noc.

  Patrzyłam w sufit. Gdzie ja do cholery jestem? Bo na pewno nie w domu dziecka. Usłyszałam jakieś szurania w pokoju obok i poczułam zapach jedzenia. Na samą myśl o posiłku zaburczało mi w brzuchu. Wstałam i wyjrzałam z pokoju. Tylko nie to. Proszę, niech to będzie sen. Niech to nie będzie JEGO dom.
-Widzę, że już wstałaś- usłyszałam JEGO głos.- Spałaś jak zabita więc stwierdziłem, że cię nie będę budzić. 
-CO TY TU ROBISZ?!-zawołałam. 
-Mieszkam nie widać?-odpowiedział jakby to była najbardziej logiczna rzecz na świecie.-A teraz siadaj zaraz będzie śniadanie-pogroził mi łopatką z resztkami jajecznicy. Usiadłam na wygodnym krześle i już po chwili dostałam jedzenie.
-A ty nie jesz?-spytałam podejrzliwie i spojrzałam na niego z ukosa.
-Jadłem wcześniej-odparł obojętnie.-Jeśli nie chcesz to nie jedz. Będę musiał wyrzucić.
-A dzieci w Afryce głodują- mruknęłam posępnie.
-Uważasz mnie za, aż takiego egoistę?-spytał z udawanym komizmem. Mimo woli uśmiechnęłam się. Potrząsnęłam głową, sięgnęłam widelec i zaczęłam jeść. Muszę przyznać, że to śniadanie było pyszne. Już dawno takiego nie jadłam. Właściwie od śmierci rodziców.
 -Dzięki-mruknęłam z pełną buzią. Spojrzałam na niego uważnie. Patch zacisnął szczękę i się spiął. Wpatrywał w jakiś punkt za oknem.
-Idź już-powiedział przez zaciśnięte zęby.
-Co..?-nie dał mi dokończyć.
-Idź!-warknął.-Szybko!
 Pociągnął mnie za rękę i wypchnął tylnymi drzwiami na dwór. Zatrzasnął drzwi. Zaczęłam uderzać pięściami w drewno.
-Patch!-krzyknęłam.-Patch do cholery! Chociaż oddaj mi jajecznice.
Przyłożyłam czoło do chłodnego drewna. Wtem usłyszałam jakieś poruszenie za drzwiami. Doleciał do mnie huk, jakby ktoś został wepchnięty na ścianę. Do moich uszu doleciał cichy jęk Patcha. Ktoś musiał mu mocno przywalić. Tylko ja mam do tego prawo.
 Bez zastanowienia pchnęłam drzwi i weszłam pewnie do środka. 
Na podłodze leżał Patch wycierający krwawiącą wargę. Nad nim pochylały się dwie osoby z bronią. Otworzyłam szeroko oczy. To nie możliwe. Nie. Nie.Nie. Oni już dawno nie żyją...


-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 Tamdamdam :) I oto kolejny rozdział skończony. Jako iż są nareszcie wakacje mamy więcej czasu na naszego bloga. Mamy nadzięję, że podobają się wam nasze, jeszcze nie najlepsze wypociny. Na razie nad nimi pracujemy :) Udanych Wakacji :*
                                                       - Ketsurui and Katrina
                                                            

piątek, 30 maja 2014

Rozdział III

 Patrzyłem zdziwiony za oddalającą się dziewczyną. Co ja takiego zrobiłem, do cholery jasnej?
Trzaskając drzwiami wszedłem do domu. Oparłem głowę o chłodną ścianę. Byłem już tak blisko, ale nie, ja musiałem wszystko schrzanić. Uspokajając się poszedłem do kuchni i wypiłem chłodną herbatę. Usłyszałem szczęk otwieranych drzwi.
-Patch?!- usłyszałem rozeźlony głos Jamesa. Wyszedłem z kuchni.
-Co znowu ? Znalazłeś jakiś okruszek na ziemi, który przeoczyłem?-spytałem znudzony.
 James trzymał w ręce płaszcz, który zostawił ledwie widoczne smugi na kanapie. 
                                                    L    O       A      D      I     N       G 
  Przecież ja nie mam płaszcza. .... Rozejrzałem się w poszukiwaniu mojej bluzy. 
-Cholera-mruknąłem. Ona musiała przez pomyłkę wziąć moją bluzę, którą odłożyłem obok jej kurtki.
-Patch czy ty mnie w ogóle słuchasz?- powiedział poirytowany James.
-Hę?-spojrzałem na niego zdziwiony.
-Mówiłem, że tych plam nie da się tak łatwo zmyć.
-Nie dramatyzuj tak. Mamy gorszy problem.
-Jaki?
-Właścicielka tego płaszcza zarąbała mi moją ulubioną bluzę.
-A co mnie obchodzi twoja bluza?
-Mamusia mi ją kupiła na piętnaste urodziny- powiedziałem robiąc smutną minkę i wielkie oczy.
-Nie rób tej miny zbitego psa. 
-Nie wiem o co ci chodzi- skłamałem. On nigdy nie potrafił się mi sprzeciwić kiedy tak na niego patrzyłem.
-Dobra, idź po tą bluzę, a ja tu posprzątam. 
-Dzięki James- uśmiechnąłem się i zabrałem mu płaszcz Samanthy. Otworzyłem drzwi. Na dworze padało. Co chwilę dało się słyszeć grzmoty. 
-Ehm.. Patch? -mruknął James.-A może ubrałbyś jakąś bluzę czy coś? Bo to by było jednak dziwne, że podczas burzy wychodzisz w zwykłej koszulce.
Wywróciłem oczami i sięgnąłem granatową bluzę ze znaczkiem Linkin Park. Założyłem ją szybko, nałożyłem na głowę kaptur i wyszedłem w ciemność.  


Rany!Jaka ona była głupia!Co ona sobie myślała idąc tam,nie mówiąc już o jej idiotycznej reakcji!Szła między blokami wściekła na siebie."Idiotka,idiotka,idiotka!".Wbiegła do sierocińca,zatrzaskując drzwi i robiąc ogromny hałas.Miała nadzieję że kogoś obudziła.Pragnęła aby teraz zszedł jeden z opiekunów.Pragnęła konfrontacji.Oczywiście nikt się nie zjawił,więc ruszyła schodami na górę tupiąc najmocniej jak umiała.Weszła do pokoju,rzuciła torbę w kąt,zabrała rzeczy do spania i ruszyła do łazienki.Ściągała bluzę i nagle zamarła.Popatrzyła na nią a potem uderzyła się w czoło."Brawo.Jeszcze zabrałam mu bluzę.Zabijcie mnie.".Stała tak i myślała co zrobić."Oddam mu ją jutro i zakończę znajomość".Tak.To świetny pomysł.Ściągnęła resztę ubrań i weszła pod prysznic.Odkręciła kurek z ciepłą wodą i pozwoliła aby ta,zmyła z niej cały gniew.Poczuła się śpiąca.Zakręciła wodę i ubrała się w krótkie szorty i czarną bluzkę.Wróciła do pokoju i rzuciła się na łóżko.Zasnęła natychmiast.

Obudził ją budzik.Była 5 rano.Westchnęła głośno i schowała głowę pod kołdrę.Miała dwa wyjścia.Zostać w domu,narażając się na wykład opiekuna a później rysować i opowiadać bajki jakimś bachorom.Mogła też iść do szkoły jak zawsze,ignorować ludzi i jakoś się rozerwać.Wybrała tą drugą opcje.Zdecydowanie wolała nauczycieli których i tak nie słuchała.Wstała i wyciągnęła ubrania z szafy.Założyła czarne rurki,t-shirt Guns N’ Roses i czarne trampki.Na rękę założyła bransoletki i umalowała oczy kredką.Spakowała zeszyty i wyszła z pokoju.Oczywiście nie dane było jej przejść spokojnie,bo przed nią zmaterializowała się Molly-opiekunka.
-Czego?-warknęła,próbując ją wyminąć.
-Wróciłaś wczoraj późno.Czy coś się stało?-zapytała zmartwionym głosem.
-Nikt mnie nie zgwałcił,nic nie piłam ani nie brałam.A teraz wybacz,spóźnię się.-wyminęła ją i włożyła słuchawki do uszu.

Przeżyła jakoś ten dzień.Został tylko angielski.Usiadła w swojej ławce i rozejrzała się."Proszę,żeby Patcha dzisiaj nie było".Niestety życie ją nienawidziło i po chwili w zasięgu jej wzroku pojawił się chłopak.Usiadł wygodnie obok niej i wyszczerzył się do niej.
-Dzień dobry.
-Wal się.-pokazała mu środkowy palec.
-Wczoraj byłaś milsza.-mruknął,po chwili uświadamiając sobie że nie powinien tego mówić.Próbował coś powiedzieć ale Samantha mu przerwała.
-Nie.Chcę.Cię.Znać.-wysyczała.
Nagle do klasy wszedł nauczyciel, każąc kończyć wszelkie rozmowy.

Kiedy zadzwonił dzwonek,szybko spakowała swoje rzeczy i wyszła z klasy.Utorowała sobie drogę między ludźmi i dotarła do wyjścia.Chwytała klamkę kiedy nagle ktoś złapał ją za nadgarstek.Odwróciła się i zobaczyła Patcha.Nie uśmiechał się,wręcz przeciwnie,był tak poważny że miała ochotę wybuchnąć śmiechem.Zamiast tego spojrzała na niego nienawistnym wzrokiem i mruknęła.:
-Czego?
-Możemy pogadać?
-Spieszę się.-próbowała wyszarpnąć rękę z uścisku.
-Chciałem Ci to oddać.-podał jej płaszcz.Wzięła go.
-Twoją bluzę oddam później.Nie zabrałam jej dzisiaj.A teraz spieprzaj.-wyszarpnęła się w końcu i wybiegła ze szkoły,zostawiając chłopaka.

Szła szybkim krokiem kiedy zaczepił ją jej dawny kolega.
-Samantha,kochanie!Jak dobrze Cię widzieć!-zniżył głos.-Słuchaj,mam nową dostawę.
-Skończyłam z tym.-oznajmiła.
-Dam Ci zniżkę.
-NIE.
-Jeny,nie bądź taka sztywna.-nalegał
-Skończyłam z tym Viktor.
-Doprawdy?Widzę że coś cię gryzie.Ona Cię zrozumie.-poruszył brwiami
Stała tak i wpatrywała się w niego.Faktycznie potrzebowała odskoczni.Podjęła decyzję.
-Okej.Dawaj.
Przeprowadzili szybką transakcję i się pożegnali.Wiedziała gdzie musi iść teraz.Był to stary park rozrywki dawno zamknięty.Wczoraj wracała tamtędy.Kiedy już dotarła usiadła pod wielkim drzewem i uśmiechnęła się do białego proszku. 




Stałem tak jeszcze chwile zdziwiony, dopóki nie podeszła do mnie Sara i nie dotknęła mojego ramienia. 
- Patch, wpadniesz na moją imprezę?- spytała zalotnie. Myślałem, że wybuchnę śmiechem, na szczęście udało mi się opanować.
-Kiedy?- spytałem z uśmiechem. Kiedy to się w końcu skończy? Chce mieć już to wszystko za sobą.
-W tę sobotę- powiedziała dotykając mojego ramienia.- Mam nadzieję, że wpadniesz.
Rzygać mi się chce na jej widok, a na tej imprezie będę pewnie na nią skazany.
- Z przyjemnością- uśmiechnąłem się szeroko. 

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 A więc o to i on kolejny rozdział. Przepraszamy za to opóźnienie, mały brak weny twórczej, ale spokojnie nadrobimy to jeszcze. Ja ( Katrina) mam nadzieję, że są tu osoby, którym chociaż trochę ten blog przypadł do gustu i podoba im się to co piszemy. 

                            <------ Ketsurui and Katrina




poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział II

Chłodny wiatr owiewał jej zmęczone ciało. Zamknęła oczy i głośno wciągnęła powietrze. Czemu musiała natrafić akurat na nich? Jakby nie mogli znaleźć sobie innego miejsca do flirtowania ze sobą. Dziewczyna westchnęła. Ich życie jest takie proste. Ona też by tak chciała, jednak nie znaczy dla nikogo nic i to się nie zmieni. Nie rozglądając się weszła na pasy. Nie zauważyła nadjeżdżającego samochodu. Usłyszała dźwięk klaksonu. Obróciła się zdziwiona. Światła reflektorów ją zamroczyło i nic nie widziała. Starała się dobiec na chodnik. Pobiegła na oślep pod koła samochodu.


Wyszedłem z kawiarni pod pretekstem kupienia czegoś na obiad. Tak naprawdę ciekawiło mnie dokąd idzie czarnowłosa, a do tego miałem dosyć Sary. Założyłem na głowę kaptur i poszedłem za nic nie świadomą dziewczyną. Wydawała się taka sfrustrowana. Tylko ciekawe czym? Weszła szybko na jezdnię.
-Szlag-mruknąłem widząc nadjeżdżający z ogromną prędkością samochód. Kierowca nie da rady wyhamować. Kilka razy zatrąbił. Dziewczynę oślepiło światło reflektorów. Na nic nie zważając szybko po nią pobiegłem. Wziąłem ją na ręce i przyciskając do siebie skoczyłem na chodnik. Słyszałem jej urywany oddech i przyśpieszone bicie serca. Zaciskała mocno oczy.
-Spokojnie już wszystko dobrze- powiedziałem pocieszająco. Nagle dziewczyna stanęła na nogach i się ode mnie odsunęła. Patrzyła bez cienie uśmiechu, może nawet... ze złością?
-Po co to zrobiłeś- powiedziała oschle, obrzucając mnie pogardliwym spojrzeniem.
-Tak dziękujesz swojemu wybawcy za ocalenie życia?- rzuciłem z uśmiechem myśląc, że zaraz zmięknie. One zawsze mi ulegają.
-Pytam ostatni raz, po co to zrobiłeś?- syknęła.- Myślisz, że teraz padne u twoich stóp lub będę zachowywać się jak jakaś tapeciara i się w tobie zakocham?!!! Jeśli tak to się mylisz.
-Spoko mała- podniosłem ręce w poddańczym geście. Zrobiłem unik, by nie oberwać od niej w głowę.- Chciałem tylko pomóc,ok? Ale jeśli tego nie chciałaś to mogę cię wrzucić pod jakiś samochód.
 Kąciki jej ust się delikatnie podniosły.
-To następnym razem, zastanów się, bo może nie każdy chciałby być ratowany-powiedziała, odgarniając grzywkę z oczu.- A teraz wracaj do tamtej laski, bo się już pewnie niecierpliwi.
 Odwróciła się. Szybko szarpnąłem ją za nadgarstek.
-Czego?-warknęła zła.
-Skoro ocaliłem ci życie, nawet jeśli tego nie chciałaś to może wpadłabyś do mnie na obiad?
 Spojrzała na mnie jak na trędowatego.
-Jesteś obcym facetem, który rzuca się dla mnie pod koła, a do tego mnie śledzi.Myślisz, że w tych okolicznościach bym z tobą gdzieś poszła?
-Po pierwsze nie śledzę cię- prychnąłem.- A po drugie nie jestem obcym facetem. Siedzimy razem na angielskim. To jak będzie? Pewnie jesteś głodna.
 Na potwierdzenie moich słów zaburczało jej w brzuchu. Patrzyła na mnie zirytowana.
-Jeśli się nie zgodzisz zaciągnę cię tam siłą i przestane nad sobą panować- uśmiechnąłem się figlarnie.- A wtedy może być gorąco.
 Samantha patrzyła na mnie z politowaniem.
-Zgoda, pójdę z tobą tylko weź się ogarnij- powiedziała.
-Nie wiem czy dam radę przy tobie.... Dobra już się ogarniam- powiedziałem ofensywnie, chcąc uniknąć kolejnego ciosu.


 Jak ona się w ogóle na to zgodziła.Właśnie wchodzi z obcym facetem do jego domu...
"Samantha masz jeszcze czas się wycofać...Kiedy się odwróci..."-myślała."Hm...Nie.Chce się przekonać o co mu chodzi.Im prędzej tym lepiej".Tak więc przekroczyła próg i rozejrzała się.Szczerze mówiąc nie spodziewała się tu takiego porządku.Mieszkanie było duże z dużymi oknami.Na podłodze położone były brązowe panele.Czarne szafki,duży stół i wielki telewizor plazmowy z konsolą.Zdecydowanie było za czyste jak dla samotnego faceta.Poczuła na sobie czyjś wzrok.Spojrzała w stronę chłopaka.Patrzył na nią z uniesionymi brwiami.
-Coś nie tak?-spytał.
-Mieszkasz z mamą?
-Co?Nie!-zaprzeczył.-Dlaczego?
-To mieszkanie...Jest takie czyste.-Teraz patrzył na nią jak na idiotkę.Wzięła głęboki oddech.-Chodzi o to że wyobrażałam sobie raczej puste paczki po chipsach,butelki po piwie..No wiesz.Jeden wielki burdel.
Uśmiechnął się.
-James tu sprząta.Ma fioła na punkcie porządku.Zawsze robi dokładny przegląd czy po sobie posprzątałem.
-Mieszkasz z facetem?
-Z kumplem.-sprostował.
Mruknęła tylko.Bez pytania postanowiła rozejrzeć się po mieszkaniu.
-Jasne.Zapraszam.-mruknął.-Ja zrobię jedzenie.
Oglądała zdjęcia,obrazy,plakaty.Dotykała mebli."Ładnie tu"-pomyślała.Usiadła na wielkiej białej sofie,zdejmując płaszcz.Miała teraz okazję przyjrzeć się dokładnie chłopakowi.
 Miał kruczoczarne włosy sięgające za uszy. Niesforna grzywka zasłaniała jego niebieskie tęczówki, w których zakochało się już wiele dziewczyn. Pod niebieską bluzką z napisem "Never give up" widać było zarys jego mięśni.
-"Jak na licealistę jest strasznie wysoki"- pomyślała dziewczyna.-"W sumie, wyglądem go nawet nie przypomina. Pewnie nie zdał jakiejś klasy"
- O czym myślisz?- spytał z uśmiechem, który pokazywał dołeczki w jego policzkach.
- Ty nie masz siedemnastki- stwierdziła Samantha.- Nie zdałeś jakiejś klasy?
- W styczniu skończyłem dziewiętnaście- mruknął chłopak.- Przez dwa lata byłem... no na pewno nie tu.
Mina Patcha wskazywała na to, że w ciągu tych dwóch lat mocno musiał wycierpieć. Samantha podeszła do niego i pod wpływem impulsu go przytuliła.
-Samantha, czy ty mnie właśnie przytulasz?- spytał ze smutnym uśmiechem i załzawionymi oczami.
-Cicho bądź kołku, nie widzisz, że próbuje cię pocieszyć?- zapytała uderzając go w klatkę piersiową. Chłopak przekrzywił głowę i zaczął się jej przyglądać.
-Coś ci nie daje spokoju. Jak chcesz możesz mi powiedzieć nikomu nie powiem.
 Dziewczyna czuła się jak w transie. Szybko pokręciła głową,wzięła ubranie z kanapy i wybiegła na dwór. Biegła nie oglądając się za siebie, zostawiając zdziwionego Patcha za sobą.
  Zrobiło się zimno. Dziewczyna chciała ubrać kurtkę, ale przez pomyłkę zabrała bluzę Patcha.
-Potem mu ją oddam- powiedziała ubierając ją. Zaczęło padać.-Cholera- mruknęła dziewczyna zakładając na głowę kaptur. Ze zdziwieniem stwierdziła, że ta bluza się jej podoba i trudno ją będzie oddać. Usłyszała odgłos grzmotu i przyspieszyła.



--------------------------------------------------------------------------------------------------------------

- Katrina i Ketsurui
    
   I oto kolejny rozdział skończony. Przepraszamy za to, że rozdziały są krótkie, ale jak piszą dwie osoby to zazwyczaj takie wychodzą. :D Jeśli komuś się spodobało prosiłybyśmy o zostawienie pod spodem komentarza, co doda nam otuchy jak i chęci, że jednak ktoś to czyta.
   Rozdział jest dopiero teraz, ponieważ mamy dużo nauki. Postaramy się wstawiać coś częściej


  

środa, 5 marca 2014

Rozdział I

Samantha wpatrywała się w punkt za oknem. Było jej wszystko jedno co nauczyciel mówi. Nie obchodziła ją wycieczka. I tak na nią nie pojedzie. Nie lubi swojej klasy, tak jak wszystkich ludzi,więc kilka dni z nimi nie wydawał się dziewczynie fascynujący.
 Po kilku minutach ktoś zapukał do drzwi. Do klasy wszedł wysoki brunet, o niesamowitym błękicie tęczówek.
-Przepraszam za spóźnienie, ale trochę się zgubiłem-powiedział chłopak do nauczyciela angielskiego.
-Pewnie jesteś tym nowym uczniem-odpowiedział mężczyzna.-Jak się nazywasz?
-Patch Greene.
-Dobrze Patch, usiądziesz koło panny Parker-powiedział nauczyciel.
-Czemu ze mną?!-oburzyła się Samantha.-Ja wolę siedzieć sama.
-Nie dyskutuj-uciszył ją nauczyciel. Dziewczyna zmierzyła go wściekłym spojrzeniem.
 Patch podszedł do jej ławki i usiadł obok niej.
-Cześć- uśmiechnął się do niej brunet.
 Samantha obrzuciła go znudzonym spojrzeniem.
-Nie obchodzi mnie kim,ani skąd jesteś, więc się do mnie nie odzywaj-warknęła.
-Samantho!-zawołał na nią nauczyciel.-Jest lekcja, więc przestań gadać.
 Patch uśmiechnął się do niej kpiarsko.
-Jesteś na mnie skazana, skarbie- szepnął brunet i do niej mrugnął.
-Nie nazywaj mnie tak-syknęła.
-Spokojnie, maleńka nie gotuj się tak
 Jej pięść sama powędrowała w jego stronę. Chłopak zrobił szybki unik.
-Samantho dość tego do dyrektora-zawołał nauczyciel.
  Dziewczyna uderzyła ręką w stół, wzięła swoje rzeczy i wyszła. Nie poszła do dyrektora. Udała się do wyjścia. Popchnęła drzwi i poczuła na sobie chłodne powietrze. Wciągnęła je głęboko w płuca i wybiegła poza teren szkoły. Biegła przed siebie, tam gdzie ją nogi poniosą. Po kilku minutach znalazła się na cmentarzu. Odtworzyła na nowo trasę między grobami i już po chwili stała przy jednym z nich. Było na nim napisane : Meredith i Joseph Parker, zm.12 lipca 2010 Spoczywajcie w pokoju.
 Samantha przyjrzała się nagrobkowi.Tyle wspomnień jest teraz w tej ziemi,pod tą ciężką płytą.W jakiejś zasranej drewnianej skrzyni leżą osoby które kochała.Usiadła na ziemi. Była wściekła. Na nauczyciela, że kazał jej siedzieć z jakimś debilem, na rodziców, że ją opuścili. Szybko wstała i wybiegła z cmentarza, potrącając jakąś staruszkę. Biegła sprintem przez połowę miasta. Po jakimś czasie zrobiła sobie chwilę przerwy.
 Znajdowała się w jakiejś odrażającej dzielnicy. Nie przeszkadzało jej to. Już nie.
-Hej śliczna, co tu robisz całkiem sama?- usłyszała za swoimi plecami. Odwróciła się i zobaczyła upitego chłopaka, który mógł mieć najwyżej dwadzieścia dwa lata.
-Nie twój zasrany biznes- warknęła.
-Zadziorna, lubię takie- podszedł do niej i złapał ją za rękę.- Zabawmy się.
-Puść mnie- powiedziała chłodno dziewczyna.  Chłopak szarpnął nią tak, że nie dzieliły ich nawet milimetry. Podniósł jej podbródek. Z buzi śmierdziało mu wódką i nikotyną.
 W oczach Samanthy zapłonęły groźne błyski. Sięgnęła do bocznej kieszeni torby i wyciągnęła sztylet, który miał długość jej łokcia.
  Wbiła mu go z całą siłą w bok. Chłopak zawył z bólu i odskoczył. Patrzył groźnie na dziewczynę, trzymając się za bok.
Samantha podeszła do niego powoli z przerażającym uśmiechem na twarzy.
-Mówiłam, że masz mnie puścić- rzekła i wbiła mu ostrze w udo. Wyszarpnęła je szybkim ruchem. Chłopak upadł na ziemię. Czarnowłosa kopnęła go w twarz.
-Nie zabijaj mnie- wycharczał chłopak plując krwią.- Zrobię co zechcesz.
-Za późno-szepnęła i wbiła mu sztylet w serce.
   Irytowało ją to,że faceci zawsze czuli się lepsi.Nie są panami świata.Na przykład ten.Zgrywał wielkiego,a teraz leżał u jej stóp jak szmaciana lalka.Jeszcze raz kopnęła go z odrazą.Rozejrzała się znowu dookoła.Była to naprawdę obskurna dzielnica,więc nie sądziła aby ktokolwiek przejął się jakimś idiotą.Wytarła sztylet i schowała go z powrotem do plecaka.Ruszyła w drogę powrotną gwiżdżąc dla umilenia sobie czasu.




    Wyszedł ze szkoły.Uświadomił sobie że nie wie o czym były dzisiejsze lekcje.Cały czas głowę zaprzątała mu ta dziewczyna.Jak jej na imię?Sam?Samantha?Chyba tak.No cóż,zawsze działał na dziewczyny,ale żadna z nich jeszcze nie uciekła.Pokręcił głową.Nie.Samantha nie wyglądała jakby była nim zainteresowana.Chociaż zareagowała bardzo impulsywnie.Ciekawe co się z nią teraz działo?Musiał przyznać że wzbudziła jego ciekawość.Miała charakter.Nagle poczuł czyjąś dłoń na ramieniu.Odwrócił się i zobaczył wysoką rudowłosą dziewczynę w krótkich spodenkach i obcisłej białej bluzce.Uśmiechnęła się do niego ukazując równy rząd idealnie białych zębów.Odwzajemnił uśmiech.
-Hej!Ty jesteś Patch prawda?Jesteś nowy co nie?-dziewczyna miała piskliwy głos,aż musiał się powstrzymać żeby nie zasłonić uszu.-Ja jestem Sara.Chodzimy razem do klasy!Słuchaj,może pójdziemy na jakąś kawę czy coś?
Cholera,mówiła strasznie szybko.Potrzebował chwili aby przeanalizować to co powiedziała.
-Umh.Jasne,czemu nie?-odpowiedział w końcu.
Rudowłosa znowu się uśmiechnęła i ruszyła przodem.
"To chyba znaczy że mam iść za nią"-pomyślał.-"Wygląda na to że spędzę ciekawe popołudnie".



Zaczynała być głodna.Nie miała jeszcze ochoty wracać do sierocińca.Sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła pieniądze.Szybko je przeliczyła.Starczy na ciepłą herbatę i muffinka.Skręciła w lewą uliczkę i weszła do kawiarni.Złożyła zamówienie i znalazła miejsce w rogu ściany prawie niewidoczna.Wyjęła swój notes i zaczęła szpicować palanta którego się pozbyła.Na zewnątrz zaczął padać deszcz.Kelner przyniósł zamówienie.Nagle usłyszała dobrze jej znany głos.Spojrzała w kierunku wejścia.Zobaczyła tą głupią zdzirę,Sarę.Jakby tego było mało za nią szedł Patch.Kolejny facet dał się zauroczyć tej idiotce."No cóż,bywa".Zabrała się za jedzenie Muffina.


Usiadł razem z rudowłosą przy stoliku.Zamówiła gorącą czekoladę on Latte.Cały czas mówiła.O sobie,o sobie i o...No cóż,o sobie.Westchnął cicho.Zaczął rozglądać się po kawiarni.Przyjemne miejsce.Nagle jego wzrok zatrzymał się przy jednym z stolików.Przy oknie siedziała dziewczyna o długich czarnych włosach.Siedziała i coś notowała.Sara podążyła za jego wzrokiem i uśmiechnęła się złośliwie.
-O,Samantha.Zrobiła dziś niezłe przedstawienie nie?Jak zwykle chciała zwrócić na siebie uwagę.Taka biedna,poszkodowana przez los.-prychnęła
-Poszkodowana?-uniósł pytająco brwi.
-Nie ma rodziców.Nie wiem czy nie żyją czy uciekli.Ale pewnie to drugie.Też bym nie wytrzymała z taką psychopatką.-tu nachyliła się nad stolikiem i szepnęła.-Mówią,że uczestniczy w Czarnych Mszach i wypija krew.-Odsunęła się i usiadła wygodnie.-Nie zdziwiłabym się gdyby to była prawda.
W tym samym czasie Samantha wstała i udała się do wyjścia.Nie zaszczyciła ich ani jednym spojrzeniem.Po prostu wyszła.


~Ketsurui and Katrina




wtorek, 4 marca 2014

Prolog


                                                                      PROLOG



Otarła krew z twarzy grzbietem dłoni.Chwyciła nóż sterczący w brzuchu mężczyzny i wyciągnęła go szybkim szarpnięciem.Ten stęknął i spojrzał na jej twarz.Zimne,czarne oczy wpatrywały się w niego z rozbawieniem.Uniosła kąciki ust w uśmiechu.Zawsze ją to bawiło.Jak błagali o litość,której,rzecz jasna nigdy nie otrzymywali.Nie zasługiwali.
-No już.Dosyć tego.Nie mam całego dnia a czeka mnie jeszcze wypracowanie z Biologii.Rozumiesz,edukacja.
Mówiąc to wbiła mu nóż w serce.Ofiara rozszerzyła oczy,stęknęła i osunęła się po ścianie.Samanta rozejrzała się wokół.Nikogo nie było.Ponownie wyszarpnęła nóż z ciała i schowała go do torby.Przed odejściem schyliła się i wyciągnęła z kieszeni mężczyzny portfel.Otworzyła go.Zabrała banknoty w końcu jemu już się nie przydadzą.Znalazła zdjęcie.Był tam on trzymający dziewczynkę na rękach.Obok stała roześmiana kobieta.
Jakie to słodkie.Ona też była kiedyś szczęśliwa.A później jej to zabrano.
Przedarła zdjęcie i schowała portfel to swojej kieszeni płaszcza.Wyrzuci go przy najbliższej rzece.Wzruszyła ramionami i udała się w drogę do sierocińca.Po drodze wyciągnęła mały,czarny notesik i napisała w nim liczbę "53" oraz datę i szybko naszkicowała wygląd mężczyzny.Znowu się uśmiechnęła chodź w jej uśmiechu nie było cienia szczęścia.

                                                                                                                                  
                             
                                                                                                                                     ~Ketsurui


Chłopak przypatrywał się bez ekscytacji grze. W głowie kłębiło mu się tysiąc myśli. Czemu właśnie on? Czemu dostał tak trudne zadanie? Przecież dopiero co skończył szkolenie. A co jeśli mu się nie uda? 
  Dopił resztkę piwa i wyszedł z baru. Niczym cień, mknął niewidoczny przez ulicę. Doszedł w wybrane miejsce. Schował się na drzewie i czekał. Miał stąd idealny widok na budynek. 
 Po pół godzinie, w końcu ją zobaczył. Szła mozolnie po krawężniku. 
 Jej długie, czarne włosy spływały miękko po plecach. Oczy dziewczyny lśniły niebezpiecznie. Przez ramię miała przewieszony plecak. 
 Rozglądając się weszła do budynku. Chłopak patrzył jeszcze przez chwilę jak drzwi się zamykają i się stamtąd wyniósł. 
-To będzie ciężka praca- powiedział do siebie i ruszył w ciemną noc.

                                                                                                                <-- Katrina